środa, 9 grudnia 2015

Rozdział 22

- Justin, uważaj!
Z całej siły odepchnęłam go a on upadł na ziemię. Ogromna kula ognia przeleciała nad nim i spaliła wszystko na swojej drodze. Gdy odwróciłam się, chcąc ujrzeć źródło z którego wydostał się ogień, dostałam czymś twardym w policzek. Odrzuciło mnie na ziemię i sunąc po niej uderzyłam o jedną z kolumn. Poczułam jak każda część mnie krzyczy z bólu. Powstrzymałam łzy, splunęłam krwią na podłogę. Cała drżałam i bałam się otworzyć oczy.
- Eli! - U mojego boku zjawił się Justin, obejmując mnie.
- Zapłacisz mi za to. - Usłyszałam głos Lucifera.
Otworzywszy oczy, ujrzałam go. Stał nad nami a jego ciało płonęło żywym ogniem. Temperatura gwałtownie wzrastała a ja miałam ochotę zwymiotować z bólu i ciśnienia.
Z całej siły zamachnął się ręką, lecz coś go powstrzymało.
Tym kimś okazała się zakapturzona postać. Chwyciła go za ramię a jego ręka sama stanęła w ogniu. Lucifer wyrwał się z jego uścisku zszokowany pojawieniem się przeciwnika. Osobnik zdusił  ogień podmuchem wiatru i zdjęła kaptur.
- Matt... - Szepnęłam.
- Jak możesz gówniarzu... - Lucifer zacisnął pięści. Jego oczy śledziły chłopaka z pogardą.
- Nie pozwolę Ci ją zabić. Wiesz co Cię czeka, gdy to zrobisz.
Lucifer zacisnął usta w cienką linię. Odsunął się, a ogień powoli malał, aż w końcu przestał się tlić.
- Zawsze wiedziałem, że jesteś tylko zwykłym bachorem i kiedyś się zbuntujesz. - Warknął mężczyzna, patrząc na niego z uniesionym podbródkiem.
- Nie buntuję się. Jeśli zginie z Twojej ręki, zabijesz samego siebie. - Odparł spokojnie. - Wtedy zapanuje chaos... Nie pozwolę na to.
Lucifer spuścił głowę, milcząc. Zrobiłam głębszy oddech, a Justin ścisnął moją dłoń. Poczułam jego ciepło i uspokoiłam oddech. Zaczęłam powoli wstawać z pomocą Justina i niepewnie stanęłam z Mattem. Justin szturchnął chłopaka, ale nie otrzymał żadnej reakcji. Matt całkowicie skupił się na wolnych ruchach Lucifera.
- Nie będę sobie brudził rąk. - Przemówił diabeł i odwrócił się na pięcie, odchodząc.
Jednak zaniepokoił mnie cień uśmiechu na szczupłej twarzy mężczyzny. Otworzyłam szerzej oczy, przygryzając wargę.
- Ale zrobi to ktoś inny.
Nagle wrzasnęłam. Poczułam kłujący ból. Cholernie ostry i przeszywający ból w klatce piersiowej. Opuściłam głowę, drżąc. Ręce mi się trzęsły, a nogi miałam jak z waty. Mój brzuch przebijał sztylet. Czułam uścisk kogoś na ramieniu, który przytrzymywał mnie, gdy moje ciało wygięło się w lekki łuk po zadaniu ciosu. Dłoń należała do strażnika. Uśmiechnął się do mnie szyderczo, gdy z rany wytrysnęła krew plamiąc podłogę. Moje ubranie przesiąknęło czerwoną cieczą. Zakrztusiłam się własną krwią i straciłam równowagę. Justin złapał mnie, panikując. Krzyczał jednocześnie coś do Matta, jednocześnie próbując zatrzymać krwawienie. Niestety, z każdym moim następnym nabraniem powietrza coraz więcej sił ze mnie ubywało.
Oczy Matta zapłonęły gniewem. Ogromna siła wiatru zmiotła strażnika i roztrzaskała jego ciało na kolumnie. Krzyk zagłuszył mi szumiącą w uszach krew. Chłopak odwrócił się w stronę Lucifera, który z triumfem na twarzy przyglądał się całej sytuacji. Nie ugiął się od spojrzenia Matta.
Ruszył na niego i oboje po chwili zderzyli się w walce.
Nagle poczułam skurcz, a potem już nic. Cały ból odpuścił wraz z moim oddechem. Po brodzie spłynęła mi krew, a serce zabiło ostatni raz w mojej klatce piersiowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz