niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 15

Olivia nie chciała lecieć do swojego domu po rzeczy w takich ciemnościach, więc od razu poszłyśmy do mnie. Mamy ten sam rozmiar, w takim razie piżamę jej pożyczę oraz poszukam zapasowej szczoteczki. Justin odłączył się od nas zaraz po wybiegnięciu z kawiarni.
Moi rodzice traktowali Olivię jak własną córkę, wiec bez problemu zgodzili się na przenocowanie jej u mnie. Po za tym pracowali dzisiaj, mając nocną zmianę, a to oznaczało cały dom tylko dla nas.
- Pooglądamy jakieś filmy? - Spytała Olivia, sięgając ręką po portfel. - Spożywczak koło Ciebie jest całodobowy, więc możemy kupić żarcie.
- Trochę mnie głowa boli. - Odparłam ze smutkiem. - Ale żarcie i tak możemy wziąć! - Zaproponowałam entuzjastycznie.
Skinęła mi głową.
- Przy okazji opowiesz mi o swojej podróży. - Dodałam. - I Oliverze...
- Chętnie. - Przy odpowiedzi na jej policzkach zakwitły rumieńce.
Po kupieniu przekąsek, zjawiłyśmy się u mnie. Zamykając drzwi zobaczyłam zbiegającego po schodach Neo. Olivia zauroczona zwierzęciem zaczęła go głaskać i przytulać. Zawsze miała słabość do kotów. Przyszykowałam miski i wsypała do nich chipsy i popcorn. Zaniosłam jedzenie do salonu, gdzie na kanapie siedziała już Olivia, bawiąc się z Neo.
- Chcesz coś do picia? - Spytałam.
- Pokręciła głową w odpowiedzi. Zajęłam miejsce naprzeciw niej.
- Widzę, że dobrze Ci się układa z Justinem. - Zaczęła nagle.
Zamrugałam zdziwiona.
- Noo taak.
- Kto by pomyślał, że zbliżycie się do siebie z powodu wypadku.
Zbliżymy się? Nie pomyślałabym o tym w ten sposób. Jednak dwa razy próbował mnie już pocałować...Zaraz. O czym ja myślę? Justin i ja? To niemożliwe. Różnimy się od siebie. Chociaż powoli dochodziłam do wniosku, że może coś między nami było. Im więcej spędzałam z nim czasu tym bardziej chciałam więcej i więcej...
Jednak... co jeśli robił to z litości nade mną?
Poczułam nieprzyjemny ból w brzuchu i prawdziwy mętlik w głowie.
Wypadek od początku był jego winą. Może gadał ze mną, pomagał i wspierał tylko po to, żeby mi wynagrodzić straty?
Właściwie... Od momentu pierwszego spotkania go w liceum uważałam, że jest dupkiem i mam gdzieś jego istnienie.
Ale skoro tak myślę, to czemu chce mi się płakać?
- Eli! - Wyrwała mnie z przemyśleń Olivia. - Słyszałaś co mówiłam?
- Nie. - Odparłam szczerze, a ona westchnęła.
- Mówiłam, że Oliver w przyszłym roku przenosi się do naszej szkoły. Super co nie?
Każda jej wzmianka o Oliverze bolała mnie, bowiem ja nie potrafiłam tak otwarcie opowiadać o chłopaku, który mi się podoba. Byłam zbyt nieśmiała na to.
Usłyszałam trzask, a z kuchni wybiegł Neo. Pewnie znowu przewrócił. Niechętnie się podniosłam i pomaszerowałam sprawdzić co tym razem odwalił. Wszystko było na swoim miejscu nietknięte. Jedyne co mi przeszkadzało to duże pęknięcie na szybie w oknie.
- Neo, skopię Ci dupsko! - Wrzasnęłam, czując jak się we mnie gotuje od środka.
Rodzice mnie zarżną jak to zobaczą. Obiecałam pilnować sierściucha podczas ich nieobecności. Już miałam zacząć wyrywać sobie włosy z głowy, panikując ale zastanowiła mnie jedna rzecz. Neo może i był gruby od ilości podawanej przez nas karmy, ale w życiu nie dąłby rady zrobić rysy. Nawet jeśli by się rozpędził, to prędzej by się od okna odbił niż je uszkodził.
Więc skąd to rozbicie?
Podeszłam bliżej i przyjrzałam się z zaciekawieniem
.
- Eli, coś nie tak? - Spytała Olivia, siedząca nadal w salonie.
- Hmm, taa.
Wyprostowałam się, kiedy nagle nieznany mi obiekt jakby wystrzelony poleciał wprost w moje okno. Odskoczyłam z piskiem, przerażona. a szybie pojawiła się kolejna rysa.
- Co do cholery?!
Wyjrzałam na zewnątrz. Wśród ciemności na moim podwórku zobaczyłam wysoką sylwetkę mężczyzny. Dopiero przejeżdżający
samochód oświetlił jego złośliwy uśmiech i niebezpieczne spojrzenie dostrzegające mnie. Żołądek w jednej sekundzie podszedł mi do gardła.
 - Olivia! - Wrzasnęłam, biegnąc do drzwi wyjściowych. Minęłam ją zdziwioną w przedpokoju. - Zamknij tylne wejście! - Rozkazałam natychmiast. Strach prawie ściskał mi gardło.
- Po co?
- Po prostu to zrób!
Dorwałam się do drzwi i drżącymi dłońmi zamknęłam je na wszelkie możliwe spusty
. Gdy się odwróciłam Olivia już wracała.
- Co jest? - Spytała niczego nie rozumiejąc.
- Oni przyszli. Po mnie.
Oczy przyjaciółki zrobiły się jak pięć złoty.
Znowu trzask.
- N-na co czekasz?! Dzwoń na policję! - Krzyczała spanikowana, kiedy zatrzaskiwałam drzwi do kuchni. Podsunęłam pod kamę fotel.
- To na nic. Oni są duchami. Tylko ja ich widzę. - Na twarzy Olivii malował się niepokój z przerażeniem. - Dlatego nie odstępuj mnie na krok, jasne?
W odpowiedzi pokiwała głową. Zamknęłam na chwilę oczy, próbując się skoncentrować. Okna są pozamykane. Drzwi
 również.Możemy schować się na strychu lub w komórce pod schodami. Nagle mnie olśniło.
Na górze trzymałam stary kij bejsbolowy. Marna to broń, ale lepsze to niż nic.
- Musimy iść na górę po broń.
Nie odpowiedziała mi, tylko skinęła lekko głową. Pobiegłyśmy po schodach. Neo siedział skryty w kącie z napuszonym ogonem jak szop i syczał. Wzięłam niski stołek po czym stanęłam na nim. Sięgnęłam dłonią po drabinę i rozłożyłam ją. Mocowałam się z drzwiami na strych, ale były zamknięte.
- Klucz mam w górnej szafce mojego biurka, podskoczysz po niego?
- Tak. - Odparła i poleciała jak strzała do mojej sypialni.
Weszłam do połowy drabiny i siłowałam się z drzwiczkami. Zamek jest stary, więc przy dobrym szarpnięciu może uda mi się go wyłamać. W końcu ustąpił i mogłam spokojnie wejść.
- Olivia! Już nie trzeba klucza!
Cisza.
- Olivia? - Serce podeszło mi do gardła.
Nagle przyszła mi do głowy pewna myśl, która rozbudziła mnie niczym kubeł zimnej wody. Zostawiłam w pokoju otwarte okno. Ciszę nagle rozdarł przeraźliwy krzyk Olivii. Prawie spadając z drabiny i potykając się o własne nogi popędziłam przed siebie. Otworzyłam kopniakiem drzwi i wparowałam do środka. Mężczyzna, trzymając Olivię szykował się do ucieczki wskakując na parapet za oknem. Z wyciągniętą ręką rzuciłam się w ich kierunku. Lecz było za późno. Wyskoczył, a następnie razem z Olivią rozpłynął się w powietrzu.
- Olivia... - Szepnęłam, czując łzy. - OLIVIA!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz