Justin, pomyślałam z bólem.
Od kilku minut stał
razem z Oracle za mną, obserwując moje poczynania, a raczej
nie-poczynania. Jego piwne oczy próbowały mnie przejrzeć na wylot. Wzrok
chłopaka, aż wypalał mi skórę. Zacisnęłam powieki, próbując się skupić.
Ni.
Oracle z westchnięciem podeszła do mnie. Poczułam jej ciepłe dłonie na poziomie moich oczu. Odetchnęłam głęboko.
- Pomogę Ci, okej? Justin, prosiłabym Cię o odsuniecie się.
- Jasne, wrócę lepiej do bliźniaczek.
Jego przeszywał mnie na wskroś, ciął jak żyletka.
Niknące kroki oznajmiły o odejściu chłopaka.
- Teraz lepiej? -
Szepnęła z troską, a ja skinęłam delikatnie głową. - Dobrze, w takim
razie skoncentruj się i uważnie wsłuchaj w mój głos.
- Yhym. - Mruknęłam i postarałam się wyciszyć umysł.
Przez chwilę panowała, zagłuszona moim oddechem.
"Elizabeth, słyszysz mnie?"
"Tak"
"A słyszysz to?"
Zadźwięczała delikatna melodia, a zaraz po niej anielski głos.
Nic nie czułam, ani
dłoni Oracle, ani gruntu pod nogami, ani delikatnego wiatru. Śpiew
przebiegał po mojej skórze niczym miękkie piórko. Składał mi pocałunek
na czole jak troskliwa matka. Poczułam jednocześnie w sercu wypełniający
mnie spokój. Czułam jakby moja dusza odchodziła od ciała i zaczęła się
unosić niesiona wiatrem.
Dotknij mnie...
Wyciągnęłam rękę. Na
opuszkach palców poczułam coś chłodnego i miękkiego. Rozłóż swe płatki,
kwiecie, pomyślałam zupełnie jakbym przeczytała cytat z książki.
Coś się zmieniło.
Poczułam to w głębi serca. Czyjaś ręka potrząsnęła mną brutalnie.
Otworzyłam oczy gwałtownie jak ze snu. Odetchnęłam głęboko. Czułam się
bardzo dziwnie, tak jakby moje ciało było tylko powłoką.
- Eli, w porządku? Jesteś blada.
- Tak, wszystko gra...
- Popatrz, udało Ci się!
Młoda łodyżka przybrała postać pięknego kwiata, którego płatki rosły ciasno obok siebie, mieniąc swoim różem w świetle słońca.
- Piękny...
Poczułam jakby ktoś
rzucił w moją głowę czymś twardym. Intensywny ból przeszył mnie od
środka. Zaciskając oczy, upadłam na ziemię. Oracle objęła mnie
ramionami, ale nic nie powiedziała. Straciłam całkowicie siły, a moja
świadomość odpłynęła gdzieś daleko.
* * *
Ciepły podmuch musnął
moje policzki. Podniosłam powieki i powoli się postawiłam do pozycji
siedzącej. Intensywny ból we skroni zmusił mnie do ponownego położenia
się.
- O, obudziłaś się. - Przed łóżkiem pojawiła się sylwetka Justina.
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Gdzie jest Oracle?
- Wyszła na chwilę. Powiedziała, że poszła coś załatwić. - Odparł beznamiętnie. - Jeśli Ci przeszkadzam to sobie pójdę.
Nie potrafiłam mu nic
odpowiedzieć. Jednak moja ręka mimowolnie wyciągnęła się do przodu,
chwytając go za bluzkę. Zaskoczony posłał mi pytające spojrzenie. Usiadł
na boku łóżka, a ja go puściłam.
- Wyjaśnisz mi co Cię gnębi?
Pociągnęłam koc na połowę twarzy, by zasłonić rumieńce.
- Ty.
- O, dzięki, miło wiedzieć. - Odparł ironicznie. - Co Ci zrobiłem?
- Nic.
Otworzył usta by coś powiedzieć, ale zaraz potem zamknął je.
- To daj znać jak znajdziesz konkretny powód.
Już miał wstać, gdy
znowu go pociągnęłam. Jednak tym razem przez przypadek zrobiłam to za
gwałtownie przez co chłopak wpadł na mnie. Zapanowała niezręczna cisza
przerywana szybkim biciem naszych serc. Nasze twarze dzieliła
kilkucentymetrowa odległość.Na jego policzkach zakwitły cudowne
rumieńce, a jego oczy stały się tak głębokie, że mogłam w nich utonąć.
- Eli... - Jego głos zadźwięczał mi w uszach niczym dzwoneczek.
Zamykając oczy
przybliżyłam twarz i złączyłam nasze usta w delikatnym pocałunku. Mój
świat nagle zawirował. Słyszałam jedynie szum krwi w uszach i bicie
serca.
Justin podniósł się i
odsunął. Poczułam ucisk w żołądku. Czyżbym go obrzydziła? Łzy mimowolnie
spłynęły mi po policzkach. Czyli jednak... woli Olivię.
Odepchnęłam go i wstałam
gwałtownie tak, że zakręciło mi się w głowie. Przez chwilę straciłam
równowagę, ale w porę złapał mnie Justin.
- Gdzie Ci się tak spieszy? - Spytał z rozbawieniem.
Gdy chciałam mu się
wyrwać on objął moją twarz ciepłymi dłońmi i złożył na ustach delikatny
pocałunek. Oniemiałam a on uśmiechnął się.
- To dlatego chodziłaś naburmuszona?
Wytarł kciukiem łzę, płynącą po policzku. Wydęłam policzki, robiąc z ust dzióbek.
- Nie prawda...
Zaśmiał się i przytulił mnie mocno. Ten gest sprawił, że sama uśmiechnęłam się. Objęła go, czując ogarniające mnie ciepło.
Postaliśmy tak przez chwilę, która mogłaby trwać wiecznie.
- Chyba Cię lubię... - Zaczęłam niepewnie.
- Chyba? - Zaśmiał się. - Ja chyba Ciebie też.
Uśmiechnęłam się. Poczułam jak wielki kamień spada mi z serca. Pochylił się, stykając nasze nosy.
- Wróciłam! - Śpiewając,
do domu nagle wparowała Oracle tanecznym krokiem. Zobaczywszy nas
uśmiechnęła się, mrużąc oczy. - Oii, nie ładnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz