Nie chciałam iść do
szkoły. Byłam tak wyciśnięta z jakikolwiek emocji i procesów
myśleniowych, że to aż bolało. Jak mogłam być tak niepoważna? Jak mogłam
zapomnieć o otwartym oknie w sytuacji zagrożenia?
Byłam głupia.
Z powodu mojej nieuwagi
Olivia została porwana i nawet nie wiedziałam gdzie jej szukać. Ubrałam
się i wyszłam z domu, kierując swe kroki w stronę szkoły. Uczniowie
spoglądali na mnie zdziwieni. Wcale się im nie dziwiłam. Czoło miałam
owinięte bandażem, a policzek lekko zaczerwieniony i opuchnięty. Nie
zmieniając butów poszłam od razu do klasy. Usiadłam na swoim prawowitym
miejscu, zerkając w stronę wolnego krzesła gdzie normalnie siadała
Olivia. Przygryzłam mocno wargę. Zaciskając rękę, złamałam trzymany w
niej ołówek.
Lekcje minęły jak z bicza strzelił. Podeszłam do szafki aby wyciągnąć swoje rzeczy. Nagle tuż obok mnie pojawił się Justin.
- Nie ma Olivii? - Spytał, rozglądając się za dziewczyną.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wstydziłam się wyznać mu, że przeze mnie moja przyjaciółka została porwana.
- Nie... - Odparłam cicho.
- Przecież nocowała u Ciebie.
- Ale już nie nocuje! - Powiedziałam zbyt głośno, co zwróciło uwagę kilku uczniaków. - Już nie...
Zakryłam twarz dłonią, przygryzając wargę tak długo, aż poczułam w ustach krew.
- Została porwana.
Wczoraj w nocy przyszedł do mnie do domu ten mężczyzna. Kazałam iść
Olivii po klucz na strych, ale zapomniałam, że zostawiłam otwarte okno w
moim pokoju. Mężczyzna wszedł przez nie i zabrał ze sobą Olivię. -
Zamilkłam na chwilę. - Znowu ktoś ucierpiał z mojej winy...
- Nie prawda. Jestem
pewien, że Olivia nie chciałaby, żebyś się obwiniała. - Objął mnie
ramieniem pocieszycielsko. - Uratujemy ją. Oby nic jej nie było... - To
ostanie dodał bardziej do siebie niż do mnie.
To było głupie, ale poczułam się dziwnie słysząc taki nagły objaw troski o Olivię ze strony Justina.
Nie, nie. Odgoniłam od siebie złe myśli. Mojej przyjaciółce groziło niebezpieczeństwo a ja muszę ją uratować!
- Wiem kto nam pomoże. - Pociągnęłam go za ramię.
Zatrzaskując swoją
szafkę, pobiegliśmy w kierunku wyjścia ze szkoły. Minęliśmy grupkę
uczniów, którzy patrzyli na nas cicho obgadując. Ruszyliśmy na parking,
wykorzystując samochody za którymi mogliśmy się schować.
- Gotowy? - Spytałam dla upewnienia. Nie wiem czy jak zacznę to będę mogła to cofnąć.
Nim zdążył skinąć głową, ja już myślałam intensywnie o zaklęciu. Proszę Wyrocznio, potrzebujemy Twojej pomocy.
- Aperta Oracle! - Krzyknęłam.
Ogarnęła nas całkowita
ciemność. Nawet siebie nawzajem nie widzieliśmy. Po kilku sekundach
ciszy niczym "Alicja w Krainie Czarów" zaczęłam spadać. Po omacku
próbowałam się czegoś złapać. Nagle zobaczyłam w istnych ciemnościach
białą postać. Przyjrzałam się jej i dojrzałam dziecięcą twarz
dziewczynki.
Drobna buzia z różowymi
ustami oraz błękitnymi oczami niczym wiosenne niebo. Miała jasne włosy
zaplecione w długi warkocz. Jej krótka sukienka powiewała. Zbliżyła się
do mnie i dotknęła mojej dłoni.
- Chodź ze mną. - Głos dziewczynki był miękki i dźwięczny niczym melodia.
Poczułam grunt pod nogami jednak nadal miałam wrażenie jakbym lewitowała w nieznanej mi przestrzeni.
- Umm, czy widziałaś mojego przyjaciela? - Spytałam, zaciskając rękę za którą mnie trzymała.
- On już czeka. - Odparła cicho.
Acha, pomysłałam. Coś czuję, że trudno będzie mi się z nią dogadać.
- A kim jesteś?
Nie odpowiedziała. Zaczynała mnie niepokoić ta cisza.
- Jesteśmy.
Gdy postawiłam ostatni
krok, ciemność przegoniło nagłe światło. Stałam na kamienistej drodze
prowadzącej do małej chatki otoczonej przez ogród kolorowych kwiatów. Na
górze świeciło słońce, parząc promieniami...
Zaraz. Co. Słońce? Ogród? Niebo? Pod ziemią kurna?!
Potarłam oczy, myśląc, że śnię. Nie. Serio widziałam słońce pod ziemią.
Jednak im dalej mój
wzrok sięgał tym więcej drzew było stare i wysuszone, pozbawione życia.
To był zaskakujący widok ,jak ze snów.
Nagle drzwi chatki otworzyły się, uderzając o ścianę. Wyłoniła się z nich wysoka kobieta.
- Jak to się zgubiła?! - Jej głos rozdarł moje biedne bębęnki.
Zaraz za nią pojawił się
ku mojemu zaskoczeniu Justin i mały dzieciak. Zorientowałam się, że on i
ta dziewczynka są jak dwie krople wodu. Te same oczy i drobne okrągłe
policzki.
- No, normalnie... O, Eli jesteś. - Zauważył mnie po chwili. - Już jest.
Kobieta pokonała odległość miedzy nami i zlustrowała mnie wzrokiem. Zmarszczyla czoło.
Miała długie blond
włosy. Jej ciało opinała brązowa suknia, odsłaniająca bok z ciasnym
gorsetem. Wokół bioder był opleciony pas z zawieszonymi kolorowymi
fiolkami. Chodziła na wysokich butach z obcasem.
- Ty jesteś tą Elizabeth? - Spytała lekceważącym głosem, unosząc dziarsko podbródek.
Przełknęłam głośno ślinę, czując jak ciepła fala zalewa moje plecy.
- Tak.
Jej nastrój zmienił się tak szybko, że nawet nie zdążyła mrugnąć. Uśmiechnęła się szeroko i podała mi dłoń.
- Miło Cię poznać! Jestem Wyrocznia i nazywam się Oracle. To moje dzieci Meri i Aquil.
Dwójka bliźniaków pomachała mi, witając się. Uścisnęłam dłoń kobiecie, czujac rumieńce.
- Mi również miło poznać. - Odparłam niesmiało. - Jestem Elizabeth Cons...
-Tak, wiem o Tobie wszystko, kwiatuszku. - Przerwała mi.
Gdy nazwała mnie w ten
sposób poczułam się jakbym rozmawiam ze swoją babcią. Matt ostrzegał, że
Oracle to zrzędliwa i stara baba, tymczasem była piękna niczym bogini a
sprawiała wrażenie troskiwej matki.
- Cześć, Eli. - Podszedł do mnie Justin, posyłając mi sympatyczny uśmiech. - Jak to możliwe, że się odłączyliśmy?
- Nie ma bladego pojęcia. Czy na pewno jesteśmy pod ziemią? - Rozejrzałam się dookoła.
- Owszem, ale to co
widzisz to tylko Twoja wyobraźnia. Tego nie ma, ale Ty myśląc o tym
zmieniasz wygląd tej przestrzeni. - Wyjaśniła, dodając nutę
tajemniczości. - Chodźcie, napijecie się herbatki.
Gdy przekroczyliśmy próg
jej domu aż oniemiałam z wrażenia jakie wywołało na mnie wnętrze
chatki. Wszystko, meble, podłoga i szafki były z wiśniowego drewna.
Powyjmowane i poukładane w stosiki księgi nadawały wystrojowi
artystyczny nieład. W powietrzu było czuć zapach miety. Po za łazienką,
pokoje nie były oddzielone żadną ścianą.
- Siadajcie. - Zachęciła nas Oracle.
Zajęłam miejsce obok Justina przy stole jadalnym. Bliźniaki naszykowali małe filiżanki z białej porcelany.
- hmm, Pani Oracle...
- Mów mi po prostu Oracle. - Rzekła, puszczając do mnie oczko.
- A więc Oracle... przyszłam tu z powodu...
- Justin już wszystko mi opowiedział. - Ponownie przerwała moją wypowiedź.
Zdziwiona spojrzałam na chłopaka, a on wzruszył ramionami.
- Wasza przyjaciółka
została porwana, a Ty chcesz rozwinąć skrzydełka i zdobyć moc, aby ją
uratować, hm? Dlatego chcesz prosić mnie o pomoc.
Skinęłam głową.
Oracle zalała gorącym wrzątkiem herbaty, a po pokoju rozniósł się zapach owoców leśnych.
- Co jeśli Ci odmówię?
Serce podeszło mi do gardła.
- Witaj starucho! - Usłyszała za plecami, aż podskoczyłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz