niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 16

Nie chciałam iść do szkoły. Byłam tak wyciśnięta z jakikolwiek emocji i procesów myśleniowych, że to aż bolało. Jak mogłam być tak niepoważna? Jak mogłam zapomnieć o otwartym oknie w sytuacji zagrożenia?
Byłam głupia.
Z powodu mojej nieuwagi Olivia została porwana i nawet nie wiedziałam gdzie jej szukać. Ubrałam się i wyszłam z domu, kierując swe kroki w stronę szkoły. Uczniowie spoglądali na mnie zdziwieni. Wcale się im nie dziwiłam. Czoło miałam owinięte bandażem, a policzek lekko zaczerwieniony i opuchnięty. Nie zmieniając butów poszłam od razu do klasy. Usiadłam na swoim prawowitym miejscu, zerkając w stronę wolnego krzesła gdzie normalnie siadała Olivia. Przygryzłam mocno wargę. Zaciskając rękę, złamałam trzymany w niej ołówek.
Lekcje minęły jak z bicza strzelił. Podeszłam do szafki aby wyciągnąć swoje rzeczy. Nagle tuż obok mnie pojawił się Justin.
- Nie ma Olivii? - Spytał, rozglądając się za dziewczyną.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wstydziłam się wyznać mu, że przeze mnie moja przyjaciółka została porwana.
- Nie... - Odparłam cicho.
- Przecież nocowała u Ciebie.
- Ale już nie nocuje! - Powiedziałam zbyt głośno, co zwróciło uwagę kilku uczniaków. - Już nie...
Zakryłam twarz dłonią, przygryzając wargę tak długo, aż poczułam w ustach krew.
- Została porwana. Wczoraj w nocy przyszedł do mnie do domu ten mężczyzna. Kazałam iść Olivii po klucz na strych, ale zapomniałam, że zostawiłam otwarte okno w moim pokoju. Mężczyzna wszedł przez nie i zabrał ze sobą Olivię. - Zamilkłam na chwilę. - Znowu ktoś ucierpiał z mojej winy...
- Nie prawda. Jestem pewien, że Olivia nie chciałaby, żebyś się obwiniała. - Objął mnie ramieniem pocieszycielsko. - Uratujemy ją. Oby nic jej nie było... - To ostanie dodał bardziej do siebie niż do mnie.
To było głupie, ale poczułam się dziwnie słysząc taki nagły objaw troski o Olivię ze strony Justina.
Nie, nie. Odgoniłam od siebie złe myśli. Mojej przyjaciółce groziło niebezpieczeństwo a ja muszę ją uratować!
- Wiem kto nam pomoże. - Pociągnęłam go za ramię.
Zatrzaskując swoją szafkę, pobiegliśmy w kierunku wyjścia ze szkoły. Minęliśmy grupkę uczniów, którzy patrzyli na nas cicho obgadując. Ruszyliśmy na parking, wykorzystując samochody za którymi mogliśmy się schować.
- Gotowy? - Spytałam dla upewnienia. Nie wiem czy jak zacznę to będę mogła to cofnąć.
Nim zdążył skinąć głową, ja już myślałam intensywnie o zaklęciu. Proszę Wyrocznio, potrzebujemy Twojej pomocy.
- Aperta Oracle! - Krzyknęłam.
Ogarnęła nas całkowita ciemność. Nawet siebie nawzajem nie widzieliśmy. Po kilku sekundach ciszy niczym "Alicja w Krainie Czarów" zaczęłam spadać. Po omacku próbowałam się czegoś złapać. Nagle zobaczyłam w istnych ciemnościach białą postać. Przyjrzałam się jej i dojrzałam dziecięcą twarz dziewczynki.
Drobna buzia z różowymi ustami oraz błękitnymi oczami niczym wiosenne niebo. Miała jasne włosy zaplecione w długi warkocz. Jej krótka sukienka powiewała. Zbliżyła się do mnie i dotknęła mojej dłoni.
- Chodź ze mną. - Głos dziewczynki był miękki i dźwięczny niczym melodia.
Poczułam grunt pod nogami jednak nadal miałam wrażenie jakbym lewitowała w nieznanej mi przestrzeni.
- Umm, czy widziałaś mojego przyjaciela? - Spytałam, zaciskając rękę za którą mnie trzymała.
- On już czeka. - Odparła cicho.
Acha, pomysłałam. Coś czuję, że trudno będzie mi się z nią dogadać.
- A kim jesteś?
Nie odpowiedziała. Zaczynała mnie niepokoić ta cisza.
- Jesteśmy.
Gdy postawiłam ostatni krok, ciemność przegoniło nagłe światło. Stałam na kamienistej drodze prowadzącej do małej chatki otoczonej przez ogród kolorowych kwiatów. Na górze świeciło słońce, parząc promieniami...
Zaraz. Co. Słońce? Ogród? Niebo? Pod ziemią kurna?!
Potarłam oczy, myśląc, że śnię. Nie. Serio widziałam słońce pod ziemią.
Jednak im dalej mój wzrok sięgał tym więcej drzew było stare i wysuszone, pozbawione życia. To był zaskakujący widok ,jak ze snów.
Nagle drzwi chatki otworzyły się, uderzając o ścianę. Wyłoniła się z nich wysoka kobieta.
- Jak to się zgubiła?! - Jej głos rozdarł moje biedne bębęnki.
Zaraz za nią pojawił się ku mojemu zaskoczeniu Justin i mały dzieciak. Zorientowałam się, że on i ta dziewczynka są jak dwie krople wodu. Te same oczy i drobne okrągłe policzki.
- No, normalnie... O, Eli jesteś. - Zauważył mnie po chwili. - Już jest.
Kobieta pokonała odległość miedzy nami i zlustrowała mnie wzrokiem. Zmarszczyla czoło.
Miała długie blond włosy. Jej ciało opinała brązowa suknia, odsłaniająca bok z ciasnym gorsetem. Wokół bioder był opleciony pas z zawieszonymi kolorowymi fiolkami. Chodziła na wysokich butach z obcasem.
- Ty jesteś tą Elizabeth? - Spytała lekceważącym głosem, unosząc dziarsko podbródek.
Przełknęłam głośno ślinę, czując jak ciepła fala zalewa moje plecy.
- Tak.
Jej nastrój zmienił się tak szybko, że nawet nie zdążyła mrugnąć. Uśmiechnęła się szeroko i podała mi dłoń.
- Miło Cię poznać! Jestem Wyrocznia i nazywam się Oracle. To moje dzieci Meri i Aquil.
Dwójka bliźniaków pomachała mi, witając się. Uścisnęłam dłoń kobiecie, czujac rumieńce.
- Mi również miło poznać. - Odparłam niesmiało. - Jestem Elizabeth Cons...
-Tak, wiem o Tobie wszystko, kwiatuszku. - Przerwała mi.
Gdy nazwała mnie w ten sposób poczułam się jakbym rozmawiam ze swoją babcią. Matt ostrzegał, że Oracle to zrzędliwa i stara baba, tymczasem była piękna niczym bogini a sprawiała wrażenie troskiwej matki.
- Cześć, Eli. - Podszedł do mnie Justin, posyłając mi sympatyczny uśmiech. - Jak to możliwe, że się odłączyliśmy?
- Nie ma bladego pojęcia. Czy na pewno jesteśmy pod ziemią? - Rozejrzałam się dookoła.
- Owszem, ale to co widzisz to tylko Twoja wyobraźnia. Tego nie ma, ale Ty myśląc o tym zmieniasz wygląd tej przestrzeni. - Wyjaśniła, dodając nutę tajemniczości. - Chodźcie, napijecie się herbatki.
Gdy przekroczyliśmy próg jej domu aż oniemiałam z wrażenia jakie wywołało na mnie wnętrze chatki. Wszystko, meble, podłoga i szafki były z wiśniowego drewna. Powyjmowane i poukładane w stosiki księgi nadawały wystrojowi artystyczny nieład. W powietrzu było czuć zapach miety. Po za łazienką, pokoje nie były oddzielone żadną ścianą.
- Siadajcie. - Zachęciła nas Oracle.
Zajęłam miejsce obok Justina przy stole jadalnym. Bliźniaki naszykowali małe filiżanki z białej porcelany.
- hmm, Pani Oracle...
- Mów mi po prostu Oracle. - Rzekła, puszczając do mnie oczko.
- A więc Oracle... przyszłam tu z powodu...
- Justin już wszystko mi opowiedział. - Ponownie przerwała moją wypowiedź.
Zdziwiona spojrzałam na chłopaka, a on wzruszył ramionami.
- Wasza przyjaciółka została porwana, a Ty chcesz rozwinąć skrzydełka i zdobyć moc, aby ją uratować, hm? Dlatego chcesz prosić mnie o pomoc.
Skinęłam głową.
Oracle zalała gorącym wrzątkiem herbaty, a po pokoju rozniósł się zapach owoców leśnych.
- Co jeśli Ci odmówię?
Serce podeszło mi do gardła.
- Witaj starucho! - Usłyszała za plecami, aż podskoczyłam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz