niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 20

Nim istoty wyczołgały się z cel, my ruszyliśmy biegiem przed siebie. Serce obijało mi się o żebra. Chłopaki biegli na przodzie, rękoma odpychając od siebie uciekinierów. Próbowałam dotrzymać im kroku, ale nie potrafiłam. Nagle wśród istot ujrzałam wnękę w ścianie. To te drzwi!
- Chłopaki! - Wydyszałam gwałtownie. - Przejście po lewej!
Oboje rzucili krótkie zerknięcie w kierunku ściany, następnie skinęli głowami, patrząc na siebie.
- Złap się! - Wrzasnął Matt. - My tu ich zatrzymamy!
- Nie zostawię Was! - Krzyknęłam rozpaczliwie.
Poczułam na plecach muśnięcie kilku dłoni.
- Ratuj Olivię! - Tym razem odezwał się Justin.
Przejście było coraz bliżej.
Dziesięć metrów...
Dziewięć...
Osiem...
Matt i Justin wyciągnęli ręce do tyłu a ja chwyciłam dłonie chłopaków.
Siedem...
Sześć...
- Eli... - Mówili powoli ze wzrastającym napięciem w głosie.
Pięć...
Cztery...
Trzy...
Wyprzedziłam ich dzięki temu, że siłą pchali mnie do przodu. Wciągnęłam powietrze i napięłam mięśnie.
Dwa...
Jeden!
- Dasz radę!
Odbiłam na lewo, ramieniem wpadając na drzwi. Otworzyły się, a ja wpadłam gwałtownie do środka.  Odbiły się od ściany i zamknęły z trzaskiem. Upadłam na zimną ziemię. Krzyki, szybkie kroki znikały i ucichały.
Opanowałam bicie serca i nierówny oddech.
- Pora wziąć się w garść. - Szepnęłam, chowając pojedyncze kosmyki pod czapkę.
Wstając zauważyłam, że przede mną w dół ciągnęły się kamienne schody. Było całkowicie ciemno i nie widziałam jak długie one są. Wyjęłam telefon i uruchomiłam latarkę. Oświetlając sobie drogę, powoli zaczęłam schodzić. Im bardziej brnęłam w dół tym coraz zimniej się robiło. Mój ciepły oddech pozostawiał parę, która rozpływała się w powietrzu. Postawiłam krok i poślizgnęłam się, tyłkiem zjechałam po trzech schodkach.
- Cholera. - Mruknęłam wkurzona.
Chcąc podeprzeć się ręką, poczułam pod palcami dziwną maź.
Poczułam metaliczny zapach i zmarszczyłam brwi. Podświetliłam telefonem. Po mojej dłoni spływała bordowa krew. Stłumiłam w sobie krzyk i szybko ją strzepnęłam. Wstałam i ujrzałam, że schody już się skończyły, a przede mną rozciągał się korytarz. Na ziemi krople krwi prowadziły cały czas prosto. Mimo niepokoju jaki rozpierał moje zdrowe myślenie ruszyłam szybkim krokiem przed siebie. Czułam w powietrzu duszący smród zgniłego mięsa. Ukryłam głębiej twarz w chuście.
Usłyszałam głośne chrapnięcie i zamarłam. Z bijącym sercem przywarłam do ściany, zasłaniając ekran dłonią. Znowu coś wydało głośne "chrap" z siebie.
Jezu! Ktoś tu śpi!
Podświetliłam latarką i ujrzałam na krześle, w pół siedzącego mężczyznę. Jego klatka piersiowa powoli podnosiła się do góry i opadała. Ze spodni wystawał rzemyk kończący się dwoma kluczami podobnymi do siebie.
- Pomocy...
Cichy szept zjeżył mi włosy na głowie. Odskoczyłam od ściany świecąc dookoła latarką. Naprzeciw mnie siedziała postać w obdartych i brudnych ubraniach. Podnosząc powoli telefon dostrzegałam coraz więcej szczegółów. Postać zakryła posiniaczoną ręką oczy. Gdy chciała wstać, po jej ramionach spłynęły rude włosy.
- Olivia... - Szepnęłam i przywarłam do krat by ją dotknąć. - Wszystko gra? Co oni Ci zrobili?
Odsłoniła twarz i oniemiałam z przerażenia.
Jej policzek był opuchnięty i lekko fioletowy. Miała rozciętą wargę, z której powoli sączyła się krew. Miała załzawione oczy.
- Cieszę się, że Cię widzę. - Odparła cicho uśmiechając się.
- Zaraz Cię stąd wyciągnę.
Zerknęłam na klucze, które były przypięte do spodni mężczyzny. Ukucnęłam przy nich. Złapałam za rzemyk i powoli pociągnęłam, chcąc zobaczyć jak mocny jest supeł. Odplątałam go i uradowana podniosłam klucze. Niestety prawie straciłam równowagę, więc chwyciłam się krat. Klucze z głośnym brzdękiem obiły się o pręty. Zamarłam, słysząc, że chrapanie ustało. Z bijącym sercem i wstrzymanym oddechem spojrzałam na mężczyznę. On jednak tylko burknął coś pod nosem o zmienił pozycję.
Wypuściłam powietrze z ulgą. Sprawdziłam czy pierwszy klucz pasował. Na moje szczęście żelazne drzwi ustąpiły. Złapałam w objęciach chwiejącą się na nogach Olivię. Przełożyłam sobie jej rękę przez szyję i razem zaczęłyśmy iść korytarzem. Moje oczy mimo ciemności widziały każdy dźwięk niczym dzikie zwierzę.
- Przepraszam, że do tego dopuściłam. Tak mi przykro... - Szepnęłam spuszczając lekko głowę.
Olivia przytuliła mnie mocniej, kręcąc głową.
- Nic się nie stało. Jestem Ci wdzięczna, że po mnie przyszłaś.
- Obiecuję, że pożałuję tego co Ci zrobili.
- Sama tu przyszłaś?
- Nie. Jestem z Justinem i po części z Mattem.
- Po części? - Spytała zdziwiona. - A-ale gdzie oni są?
- Na górze. Dasz radę wejść po schodach?
- Chyba tak.
Powolnymi krokami zaczęłyśmy stawiać kroki na stopniach. Trzymałam Olivię za rękę, a ona próbując coś dostrzec w mroku szła za mną. Musiałam uważać, aby nie poślizgnąć się znowu.
Bez problemów dostałyśmy się na górę. Uradowana uchyliłam drzwi. Poczułam, że jakaś nieznana mi siła ciągnie za klamkę od swojej strony. Światło płomieni zasłonięte było przez stojącą przede mną postacią. Otworzyłam szeroko oczy, rozpoznając ją. To ten strażnik z Ultimo Itinere w towarzystwie innych.
- A panie dokąd?
Olivia wyminęła mnie zgrabnie i rzuciła garścią kamieni w strażników. Wykorzystując ich zmieszanie złapała mnie za rękę i popędziłyśmy przed siebie. Dziwiłam się skąd ma silę biegać. Jednak po szybkim ocenieniu sytuacji stwierdziłam, że była bledsza i powoli zwalniała.
- Zatrzymajcie się!
Usłyszałam zgrzyt metalu i ktoś z nich rzucił sztyletem. Przeleciał obok mojej głowy, wbijając się w ziemię. Przebiegając, opuściłam dłoń i chwyciłam jego rękojeść. Schowałam go do kieszeni, mając nadzieją, że okaże się pomocny gdy dojdzie do walki wręcz.
Po chwili kolejne ostrze przemknął bardzo blisko Olivii, która otrzeźwiała nagle. Ujrzałam drzwi i kopniakiem otworzyłam je.
Sala, która wcześniej była wypełniona ludźmi i duchami teraz była całkowicie pusta. Olivia weszła do środka i zamknęła drzwi. Podsunęłam pod nie stół a na nim położyła z trudem krzesło.
Rozejrzałam się dookoła gorączkowo szukając drzwi wyjściowych. Lecz one jakimś cudem zniknęły.
Byłyśmy w ślepym zaułku.
- Olivia!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz