Na początku chciałam powiedzieć, że jestem zaskoczona.
Nie sądziłam, że moje opowiadanie się komukolwiek spodoba, a tym bardziej, że będę dostawać przemiłe komentarze :)
Oświadczam, iż książka jest oficjalnie skończona.
Oczywiście w zeszycie w którym ją pisze na lekcjach ;)
Więc pozostało mi nic
innego niż przepisać ją ^^ A o to się nie martwić, bo w tym tygodniu
dają nam luzu, więc postaram się od końca wstawić całość :3 A i może w
sobotę wstawię jakiegoś małego bonusa z okazji Halloween? Kto wie...
Jeśli oczywiście będziecie chcieli ;)
A teraz miłego czytania :D
~~
- Nikt Cię tu nie zapraszał, szczylu. - Odparła Oracle groźnym tonem.
Gdy zerknęłam w stronę drzwi zobaczyłam Matta. Wszedł do środka, a bliźniaczki na jego widok schowały się za łóżkiem.
- To po co mnie tu wpuściłaś, starucho?
Wyrocznia zgrzytnęła
zębami, kładąc przed nami filiżanki ze stukotem. Jej czoło zmarszczyło
się, a ona westchnęła z niecierpliwością.
- Matt, siadaj. Nauczę Cię dyscypliny.
Chłopak uśmiechając się
swoim zawadiackim uśmiechem, zajął miejsce naprzeciw mnie. Rozsiadł się
wygodnie . Oracle naszykowała na stole ciastka z lukrem i burknęła:
- Masz i udław się nimi.
Wszyscy wzięli jednego, prócz mnie. Musiałam się skupić, a nie omijać temat.
- Oracle, proszę, żebyś mi pomogła.
Cisza została moją odpowiedzią. Kobieta nie patrzyła mi w oczy, ale lustrowała wzrokiem łyżeczkę, którą mieszała herbatę.
Justin był zajęty
obserwowaniem kątem oka Matta, który zajadał się ciastkami w najlepsze.
Miedzy nimi panowała dziwna atmosfera jakby oboje byli gotowi do
skoczenia na siebie i rozpoczęciu bójki. Trąciłam łokciem Justina, ale
nie otrzymałam żadnej reakcji.
- A niech Ci będzie! - Odparła głośno, aż mi kubek prawie wypadł z ręki. - I tak nie mam nic do roboty.
- Serio? Dziękuję! - Rozweseliłam się.
- Ale nie obiecuję, że będzie łatwo.
Na razie nauczę Cię paru
sztuczek, które mogą ci się przydać w ratowaniu przyjaciółki. -
Oznajmiła, posyłając znaczące spojrzenie. Skinęłam głową.
Matt nagle zakrztusił
się ciastkiem, próbując złapać oddech opluł połowę stołu. Ja i Oracle
odsunęłyśmy się z pola jego rażenia. Nabrał powietrza, waląc pięścią w
pierś.
- Twoja przyjaciółka została porwana? - Spytał zdziwiony.
- Tak. - Odparłam, unosząc brew. Wstałam gwałtownie. - Wiesz coś o tym?!
Wpakował do ust kolejne ciastko. Przeżuł je i odparł mi po połknięciu:
- Um taa. Słyszałem od strażnika, że przyprowadzili jakąś dziewczynę i zamknęli ją w lochach.
- Muszę tam pójść!
- Nie możesz. - Ton
głosu Matta ciął niczym żyletka swoją stanowczością. - Ona jest
przynętą, a Ty masz być złowioną ofiarą. Jeśli postawisz stopę na naszym
terytorium to zginiesz od razu. Nikt Cię nie obroni, nawet ja.
- Nie chcę, żebyś mnie bronił. - Zaprzeczyłam. - Wejdę tam i tak, a Ty masz się nie wtrącać!
Zapadła cisza. Matt spuścił głowę i wstał od stołu.
- Jak chcesz zginąć to proszę bardzo. - Odwrócił się, wolnym krokiem idąc do drzwi.
Nie zatrzymałam go, a on po prostu wyszedł. Zagryzłam wargę i usiadłam ponownie, milcząc.
- Zaskakujące. Nigdy nie
tracił nerwów, a tu nagle taka reakcja. - Powiedziała cicho Oracle,
poprawiając włosy. - Eli, jesteś gotowa na trening?
- Tak. - W
rzeczywistości nie byłam co do tego taka pewna. Słowa Matta wywołały u
mnie cień wątpliwości, który Oracle z pewnością zauważyła.
- Nie przejmuj się nim. Teraz najważniejsza jest Olivia. - Rzekł Justin, szturchając mnie ramieniem.
Miał rację. Ale jego
słowa tylko pogorszyły mi samopoczucie. Wyraźnie martwił się o nią.
Teraz jednak zdałam sobie sprawę, że gdy byli sami w kawiarni to mogło
się coś między nimi wydarzyć. Od razu przypomniały mi się słowa Olivii,
która z lekkim żalem zauważyła, że miedzy mną a Justinem dobrze się
układa. Jak nóż ta myśl zadała mi cios prosto w serce.
Oracle swoimi błękitnymi oczami dostrzegła mój nagły smutny wyraz twarzy. Zaklaskała, zwracając uwagę chłopaka.
- Skarbie, mam prośbę.
Czy mógłbyś pomóc bliźniaczkom podlewać ogród? To nadal są dzieci i
przyda się tutaj męska ręka. - Puściła mi oczko, a on zakłopotany
zarumienił się.
- Jasne, ale co ze szkołą?
- Oi, nie martw się tym. - Zawołała beztrosko. - Każda sekunda u Was to u mnie dzień.
Wszyscy wzięliśmy się do
pracy. Justin pomagał dzieciom Oracle, a ja na tyłach domu razem z nią
trenowałam. Moim zadaniem było sprawienie, aby młody kwiat zakwitł.
Miało mnie to nauczyć skupienia i oczyszczenia stanu umysłu. Niby
proste, ale jednak cholernie trudne! Siedziałam po turecku przed
zielonkawą łodyżką, która za żadne skarby nie chciała urosnąć. Oracle
ziewnęła już trzeci raz dzisiaj i położyła mi dłoń na ramieniu.
- Oczyść umysł. Masz o
niczym nie myśleć. Skup się! - Mówiąc to, zacisnęła palce na mojej
skórze. - Dotknij jej, poczuj duszę tej rośliny i usłysz jej głos.
Zamknęłam oczy. Położyłam palec delikatnie na łodydze kwiata.
Usłysz głos, usłysz głos, usłysz głos, powtarzałam monotonnie w głowie, ale bez skutku.
Mój umysł zadręczała
sytuacja z Justinem. Nie mogłam przestać o nim myśleć. Chciałam płakać,
ale wszystkie łzy przelałam w nocy po porwaniu Olivii.
Przygryzłam wargę, powstrzymując falę złości i bezsilności.
- Oracle! Masz gdzieś grabie? - Usłyszałam głos Justina, biegnącego w naszą stronę.
Otworzywszy oczy
zobaczyłam, że ma na sobie zielony fartuch i białe, materiałowe rękawice
brudne od ziemi. Włosy miał wilgotna i przyklejone do czoła. Jego
policzki były zaróżowione od wysiłku. Mogłam powiedzieć, że nawet kiedy
był zdyszany i spocony to nadal uważam, że jest przystojny.
Oracle zabrała rękę z mojego ramienia, mówiąc, że zaraz przyjdzie.
Poszła, zostawiając mnie samą z Justinem.
Na moje nieszczęście.
Chłopak podszedł i kucnął obok. Westchnął głęboko, ocierając pot z czoła.
- Nawet na wychowaniu fizycznym się tak nie męczę. A Tobie jak idzie?
Pochylił się, oglądając
dokładnie roślinę. Dyskretnie spróbowałam się od niego odsunąć. Im
bliżej był mnie tym bardziej zaczynam czuć dziwny ucisk w żołądku, a
moje policzki rumieniły się.
Justin zerknął na mnie z zaciekawieniem.
- Aż tak źle pachnę?
- Nie, to nie o to chodzi, ja.... e... coś uwierało mnie w nogę.
Zapadła niezręczna
cisza. Gdy zawiał wiatr, zmiótł liście i rzucił je w naszą stronę. Moje
włosy wyglądały teraz jak gniazdo, nie mówiąc o tym, że coś musiało mi
jeszcze wpaść do oka, co wywołało rozbawienie na twarzy Justina.
- Daj, pomogę Ci.
Gdy dotknął moich włosów
poczułam impuls. Szybko odepchnęłam jego dłoń mimowolnie. Zaskoczona
swoją własną reakcją odwróciłam głową i sama zaczęłam wyciągać liście z
kosmyków włosów.
- Coś się stało? Jesteś strasznie rozdrażniona...
- Nic mi nie jest. - Odparłam lodowatym tonem.
- Rozumiem, że to z
powodu Olivii. Sam się o nią martwię bardzo. - Znowu. Jego słowa
uderzyły mnie niczym pięść w brzuch. Zakręciło mi się w głowie. - Ale
jeśli masz się na mnie wyżywać...
- Nie jestem zła! - Wrzasnęłam, a mój głos odbił się echem.
Jego twarz wyrażała dozgonne zdziwienie moim wybuchem.
Oracle wracaj szybko, pomyślałam z paniką. Ta sytuacja wymykała się spod kontroli.
Justin posmutniał.
- To czemu się tak zachowujesz?
- Daj mi spokój. - Odparłam twardo. - Proszę, zostaw mnie.
Chłopak nie odezwał się. Wstał powoli i wycofał się. Starłam ręką łzę, która spłynęła mi po twarzy.
Gdy podniosłam wzrok, ujrzałam jak łodyga zaczyna więdnąć i gnić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz