Dzisiaj Halloween. Moje
ulubione święto. Jednakże wychodzi na to, że spędzałam je sama. Justin i
Matt byli zajęci, a Olivia wolała gadać całym dniem przez Skype'a z
Oliverem. Mój plan na dziś to coroczne wydrążanie dyni i bawienie się w
makijażystkę. O ile na dynię miałam już pomysł, to make-up nie dawał mi
spokoju. Tak jak każda typowa nastolatka chciałam wykazać się
pomysłowością i zrobić coś co zmrozi innym krew w żyłach. Nie
interesowały mnie rysowanie szwów kredką do oczu lub robienie z siebie
szkieletora. Chciałam czegoś super i pracochłonnego.
Po wieczornym
przeszukiwaniu internetu, dałam sobie spokój i położyłam się spać. Z
trudem rano podniosłam się z łóżka. Zrzuciłam budzi z etażerki i wstałam
ze złym humorem. Moich rodziców nie było. Zjadłam szybko śniadanie i
założyłam dowolne ciuchy wyjęte z szafy. Po zjawieniu się w szkole,
otoczył mnie tłum przebierańców. Mimo, że byliśmy w liceum to nas nigdy
nie nudziły ubieranki w takie święto. Każdy miał jakiś oryginalny strój
walący po oczach. Kilku uczniów zaczęło się na mnie patrzyć ze
zdziwieniem. Czemu? Ja jako jedyna wyglądałam na normalną osobę, która
nie przeszła żadnej masakry ani przemiany w zombie. Gdy poszłam do
swojej szafki, musiałam się przecisnąć przez tłum gapiów. Ujrzałam moją
koleżankę, która z uśmiechem chwaliła się, że na imprezę przyjdzie z
niesamowitym makijażem.
Nazywała się Anna. Co
roku wygrywała każde konkursy odbywające się na szkolnej dyskotece
halloweenowej. Miała zawsze najlepszy makijaż. Był niesamowicie
realistyczny. W tamten Halloween zrobiła sobie makijaż gnijącej panny
młodej i założyła suknię ślubną, splamioną krwią. Zazdrościłam jej
pomysłu. Ale każde moje pytanie o sekret jej techniki robienie makijażu
kończyła się kładzeniem palca na wardze, oznaką milczenia. Zagryzłam
wargę i oddaliłam się od niej.
Lekcje były na luzie. Nauczyciele gadali z nami o dyskotece i źródła pomysłu na strój. Ja przemilczałam cały dzień w szkole.
Wróciłam do domu,
zmęczona nie wiem czym. Czekało mnie wybieranie stroju. Jest szesnasta, a
o osiemnastej już zaczynała się impreza. Westchnęłam i poszłam wziąć
gorącą kąpiel. Owinęłam się białym ręcznikiem i otworzyłam szafkę.
Wybrałam czarną
koronkową sukienkę. Założyłam balerinki i zastanowiłam się co jeszcze.
Po pięciu minutach stwierdziłam, że walę moja tradycję i wychodzę. I tak
nie wygrałabym a po za tym, miałam za mało czasu na to. Gdy opuściłam
dom ujrzałam Annę. Szła w białej, poszarpanej koszuli i ciemnych
rurkach, ale o dziwo bez makijażu. Chwaliła się tak tylko po to, żeby
zjawić się na imprezie bez niego? Serio...
Chyba, że będzie się
chciała w szkole malować, ale to mało prawdopodobne. Zależało jej aby
zaskoczyć ludzi. Przychodziła spóźniona, żeby wszyscy ją zobaczyli i
powiedzieli jednogłośne: Wow.
Jednak ona, teraz szła.
Zadowolona, prawie, że w podskokach. Marszcząc brwi postanowiłam, że
pójdę tą samą drogą co ona i zobaczę co szykuje. Wcale jej nie
śledziłam! Tylko "badałam" jej sprawę...
Zachowywałam pewną
odległość. Z daleka na skrzyżowaniu zobaczyłam czerwone światło dla
pieszych, więc Anna zatrzymała się a ja kilka metrów za nią. Zagryzłam
wargę, czując falę zazdrości. Byłam niemal pewna, że na pewno coś
szykuje co zaskoczy uczniów bardziej niż w tamtym roku. Jak ona to
robiła? Zawsze miała taki realistyczny makijaż, wszystkim się on
podobał. Nigdy nie zdradzała sekretu. Stwierdziłam, że odważę się
podejść i ponowię pytanie. Gdy zbliżyłam się do niej, otworzyłam usta by
ją zaczepić:
-Anna...
Zatrzymałam się.
Dziewczyna ruszyła biegiem i przez ulicę, wpadając pod koła samochodu.
Odrzuciło ją, a ona poturlała się po ulicy. Zachłysnęłam się powietrzem.
Wokół niej zaczęła robić się kałuża krwi. Samochód z piskiem opon
zaczął zawracać. Ruszyłam za sprawcą, ale z szybkością kół nie mogłam
wygrać. Cholera, muszę dzwonić po pogotowie. Wyjęłam drżącymi dłońmi
telefon. Wyślizgnął mi się z ręki i upadł na beton. Na szybce pojawiły
się rysy. Gdy chciałam się po niego schylić, już czyjaś ręka po niego
sięgała.
- Dziękuję...
Spojrzałam do góry i zobaczyłam Annę.
Jej twarz była tuż przy
mojej. Uśmiechała się, a twarz miała obdartą w niektórych miejscach ze
skóry i całą zakrwawioną. Odskoczyłam z krzykiem, a ona wyciągnęła dłoń z
moim telefonem.
- Eli, co tu robisz?
Nie odpowiedziałam.
Przypatrywałam się jej, czując jak zbiera mi się na wymioty. Dziewczyna
przechyliła głowę z uśmiechem, a ja usłyszałam jak coś strzyknęło.
- Anna, trzeba zadzwonić po pogotowie. Nic Ci nie jest? - Wydusiłam, powoli podchodząc.
Ona pokręciła głową ze zgrzytem kości. Przełknęłam mdłości.
- Nie trzeba, jednak... chcesz znać mój sekret makijażu?
Zanim zdążyłam
zaprzeczyć, odsunąć się, cokolwiek, ona kuśtykając popchnęła mnie z
całej siły. Upadłam na ziemię, sycząc z bólu. Usłyszałam klakson i tuż
przy mojej twarzy pojawiło się koło samochodu.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
Podniosłam się
gwałtownie i sturlałam. Poczułam ból wszędzie, oprócz na twarzy.
Dotknęłam dłonią mojego policzka i czoła. Uspokoiłam się, czując, że
jestem w jednym kawałku. Zorientowałam się, że leżę na podłodze w moim
pokoju.
- To był sen... Koszmar.
Westchnęłam, zaczęłam się śmiać nerwowo.
- Tylko sen... haha...
Wstałam, wzdychając.
Poczułam ulgę, że w końcu się obudziłam i oparłam się biodrem o szafkę
nocną. Leżał na niej, koszyk z cukierkami od Matta. Dopiero teraz sobie
przypomniałam, że przecież przyszedł do mnie wczoraj i wręczył mi go,
mówiąc, że mają niesamowite właściwości jak się je zje przed snem. Fakt,
że koszyk był prawie pusty świadczył, że zjadłam i sporo.
- Matt, Ty debilu... zabiję Cię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz