niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 11

Mój wzrok wędrował to na Justina to na list. Matt proponował - o ile tak to można nazwać - spotkanie. Miałam szansę dokładnie się wszystkiego dowiedzieć i wyjaśnić z nim parę spraw, które nie dawały mi spokoju. Wciągnęłam powietrze i wypuściłam je ze świstem. Nie lubiłam tego.
Wszyscy wpływali na moje życie, tylko ja nic nie mogłam zmienić. Byłam niczym lalka, która związana przez sznurki miała robić to co jej każą. Tańczyła tak jak jej zagrali.
- Co zamierzasz? - Spytał chłopak, patrząc poważnym wzrokiem na mnie.
- To chyba oczywiste... - Zgniotłam kartkę i wcisnęłam do kieszeni spodni. - Skoro chce się spotkać dopiero jutro, nie mam powodu do zmartwień. Dzisiaj spędzimy czas razem, okej? - Powiedziałam, uśmiechając się do Justina.
Od razu jego twarz złagodniała. To prawda. Nie miałam co się przejmować całą tą sprawą. Nie pozwolę, by zniszczyło mi to ostatnie resztki mojego życia. Skoro i tak tu się przyczołgał chłopak to czemu nie spędzić z nim wesoło czasu? Może pójdziemy do kawiarni lub do kina albo... eee... zaraz... co?
Czy ja właśnie...
Zaproponowałam mu randkę?
Nie, nie. To tylko zwykłe spędzanie czasu z kolegą.
Ale skoro tak, to czemu czuję dziwny i przyjemny ucisk w brzuchu?
- Eli, wszystko gra?
Spojrzałam na wargi Justina, które poruszały się, delikatnie wypowiadając moje imię. Pokiwałam głową i odwróciłam wzrok.
- Tak, chodź na spacer.
- Co ja? Pies?
Nagle moją burzę myśli przerwał widok Justina z psimi, oklapłymi lekko uszami i czerwoną obróżką. Szczeknął głośno "hau" i uśmiechnął się.
Zaraz się spalę od tych rumieńców! Poczułam nagłe gorąco i momentalnie poczułam się słabo. Dlaczego ja tak reaguję?
Osłupiałam. Justin przyłożył swoją chłodną dłoń do mojego czoła i przyjrzał mi się ze zdziwieniem.
- Twoja skóra aż parzy. Dobrze się czujesz? - Spytał z troską.
Zaraz zemdleję. Dziwnie przyjemny skurcz w brzuchu nie ustał a rumieńce się nasiliły. Odepchnęłam jego rękę i ruszyłam w kierunku wyjścia.
- Tak. Rusz się. - Rzuciłam szybko słowa i wyszłam z domu.
Co to było do cholery ja się pytam? Co się ze mną dzieje?! Klepnęłam się kilka razy po obu policzkach, mając nadzieję, że to przywróci mi zdrowe myślenie, ale jednak nie pomogło.
Ruszyliśmy w kierunku centrum miasta. Było tam pełno straganów i ciekawych miejsc. Również było tam strasznie głośno i dużo ludzi chodziło tamtejszymi uliczkami. Cieszyłam się, że mieszkam raczej na obrzeżach miasta. Z daleka można było zobaczyć butki z pachnącymi bułeczkami i lody o najróżniejszych smakach. Justin również je dostrzegł. Chwycił mnie niespodziewanie za rękę i zaczęliśmy biec w kierunku małej lodziarni. Stanęliśmy trochę oddaleni i kazał mi poczekać. Posłusznie pokiwałam głową zaskoczona. Gdy odszedł, poczułam mrowienie na skórze dłoni, którą trzymał. Nie rozumiałam czemu tak się zachowuję. Potarłam rękę jakby próbując zmyć z siebie jego dotyk. Zobaczyłam, że już wraca trzymając dwa rożki z dwiema kulkami. Dał mi jednego, uśmiechając się zakłopotany.
- Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało. Wziąłem dla Ciebie gumę balonową i miętowe. - Rzekł, patrząc na moją reakcję.
- Jej.. dziękuję, że o mnie pomyślałeś. - Powiedziałam. Zrobiło mi się naprawdę miło. Podniosłam wzrok i wykrzywiłam usta w szczerym uśmiechu.
Justin zarumienił się i zaczął rzucać potok niezrozumiałych słów:
- No wiesz, byłaś tak gorąca, że można by smażyć na Tobie jajka więc chciałem Ci dać coś co Cię ochłodzi. Zimne napoje są trochę drogie, co nie? Aaa... pamiętasz, ten jarmark?
Zaczął zupełnie odbiegać od tematu a ja się zaśmiałam.
- Tak, pamiętam, a co?
- Spójrz.
Odwróciłam się i wybałuszyłam oczy.
Centrum miasta było w kształcie jednego wielkiego koła. Na środku stał pomnik kobiety w popękanej zbroi i wznoszącej rękę ku górze. Wokół niego w określonej odległości było ustawione mnóstwo straganów. A jeszcze dalej postawione były wysokie kolorowe budynki. Nad naszymi głowami wisiały przeróżne dekoracje i kolorowe flagi. Gdzieś w tle grała muzyka i większość ludzi tańczyła wesoło do niej. Reszta spacerowała oglądając wspaniałe wystawy.
To był piękny widok. Zdecydowanie potrafił oderwać człowieka od rzeczywistości.
- Wspaniałe... - Szepnęłam sama do siebie, pochłonęłam dosyć szybko swoją porcję lodów. Jak widać, Justin też się pospieszył.
Podeszłam bliżej ludzi, by pooglądać tańce, ale jednocześnie tak, żeby nie zgubić w tłumie Justina. Jedna z kobiet zdecydowanie się wyróżniała. Miała błękitną, przewiewną sukienkę, która powiewała przy jej zgrabnych i delikatnych ruchach. Obróciła się szybko, chwytając koszyk z białymi płatkami wyrzuciła je w powietrze. Niesione wiatrem pofrunęły na widownię. Ludzie zawyli jednym wielkim i ucieszonym okrzykiem. Dzieci uśmiechając się od ucha do ucha biegały wokół nóg dorosłych próbując złapać delikatne płatki.
- Na co czekasz, Eli? - Usłyszałam głos Justina za plecami i nagle znalazłam się na środku wielkiej sceny pomiędzy tańczącymi ludźmi.
Nie wiedziałam co się dzieje. Chłopak chwycił moją dłoń i przygarniając do siebie ruszył szaleńczym krokiem. Na początku czułam się nieswojo a moja twarz była czerwona. Jednak po chwili zaczęłam się wczuwać w rytm i ogarnęła mnie niesamowita wesołość. Stukocząc balerinkami o kamienne podłoże tańczyłam trzymając się ciągle Justina. Wykonaliśmy obrót przy którym podniósł mnie do góry. Poczułam jakbym wzbiła się w powietrze niczym wolny ptak. Muzyka przyśpieszyła. Serce mi waliło jak szalone, ale nie śmiałam przerwać. Nie potrafiłam. Kręciliśmy się coraz szybciej. Świat wirował, a my śmiejąc się i patrząc sobie w oczy tańczyliśmy. Justin idealnie wyczuł moment, gdy piosenka się skończyłam i ostatni raz mnie okręcając, pociągnął bym wpadła w jego ramiona.
Oddychałam bardzo szybko. Czułam rytm serca chłopaka, który również starał się złapać oddech. Inni ludzie zaczęli klaskać i śmiać się wesoło.
To było wspaniałe. Miałam wrażenie, że mogło trwać wiecznie. Ten moment kiedy trzymam się Justina i tańczymy do melodii. To było takie piękne, że nie mogło trwać wiecznie. łzy szczęścia napłynęły mi do oczu i aż szczęka zabolała gdy szeroko się uśmiechnęłam. Podniosłam głowę i zobaczyłam piwne oczy Justina wpatrzone w moje. Nasze twarze powoli stawały się coraz bardziej skupione na sobie. Nie słyszałam już nic po za biciem własnego serca. Krzyki i oklaski nagle ucichły. Justin pochylał się nade mną coraz bardziej, a ja coraz bardziej prostowałam się aby zbliżyć twarz do jego. Zupełnie odpłynęłam. Nie wiedziałam czy chcę tego czy nie. Coraz bliżej... nasze usta już miały się zetknąć, gdy nagle zobaczyłam coś co mnie przywróciło do świadomości. Krzyki ludzi i nawoływanie brutalnie przerwały mnie i Justinowi. Oboje spojrzeliśmy do góry, wprost na dach budynku. Niebieska sukienka...
- To ta tancerka... - Powiedziałam cicho do siebie. Zmrużyłam oczy i przeraziłam się, wiedząc co za chwilę się stanie.
Czarny okrąg na szyi...
Śmierć...
- Nie! - Wrzasnęłam.
Wyrywając się z objęć Justina ruszyłam w kierunku drzwi budynku. Wątpię, że zdążę cokolwiek zdziałać. Ale nie chcę na to patrzeć. Muszę coś zrobić, w końcu jestem Ukojeniem...
Wbiegłam do środka i pokonałam schody, gdyż na moje nieszczęście winda nie działała. W moich żyłach płynęła adrenalina a serce próbowało rozwalić mi żebra. Wbiegłam na górę i otworzyłam drzwi prowadzące na dach. Przed moimi oczami mignął przewiewny niebieski materiał. Zawołałam tancerkę. Odwróciła się.
Twarz miała zalaną łzami a jej usta wykrzywiały się w lekkim, zmartwionym uśmiechu. Jej okrąg pociemniał,  a ja krzyknęłam pędząc w jej kierunku. Wyciągnęłam dłoń, gdy jej ciało nagle osunęło się do tyłu za krawędź budynku. Ten jeden centymetr. Mogłam ją złapać, lecz byłam za wolna. Wypadła. Usłyszałam głośny trzask i plaśniecie. Ludzie zaczęli krzyczeć, matki zabierały swoje dzieci jak najszybciej się dało. Wychyliłam niepewnie głowę, patrząc na dół. Widziałam tylko mokrą czerwono-niebieską plamę. Ręce miała połamane tak samo jak nogi. Nawet stąd widziałam jak czarny okrąg oplótł całe jej ciało, zwiastując pewną śmierć.
- Czemu? - Szepnęłam i krzyknęłam, czując łzy.
Upadłam i zaczęłam wyć. Cały czas przed oczami miałam jej twarz. Taką piękną i delikatną, dokładnie jak jej taniec. Załkałam żałośnie, patrząc wprost na niebo.
- Dlaczego?! - Wydarłam się, oczekując odpowiedzi.
- Eli!
Obejrzałam się do tyłu. Justin stał w drzwiach, dysząc ciężko i patrząc przerażony na mnie. Wstałam i podbiegłam do niego. Od razu mnie złapał i przytulił. Wylałam z siebie wszystkie łzy i żałosne jęki. Objęłam go, chcąc ukryć swoją twarz w jego torsie.
- Czemu nie mogłam jej uratować?! Dlaczego?! - Krzyczałam.
- Eli... - Justin jeszcze mocniej mnie przytulił i oparł podbródek o czubek mojej głowy. - Tak mi przykro, że to widziałaś.
Nie było mi źle z powodu widoku. Czułam się źle, dlatego, że nie spełniłam swojego obowiązku. Miałam ratować życia innych, dopilnować aby nikt ich nie skrzywdził, jednak nic nie potrafię zrobić. Jestem łamagą życiową. Nigdy nikomu nie jestem w stanie pomóc. Usłyszałam wycie syreny policyjnej i zagryzłam wargę. Nie uśmiechało mi się odpowiadanie jako świadek. Tym bardziej, że jako jedyna znalazłam się na dachu tuż przed śmiercią tej kobiety i pewnie wzięli by mnie za podejrzaną.
Justin wyczuł moje zdenerwowanie.
- Chodź. Zbierajmy się stąd, bo policja nas złapie.
Pokiwałam głową i trzymając dłoń chłopaka podążyłam w kierunku wyjścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz