czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział 4

Siedziałam w klasie na lekcji mojej wychowawczyni. W ogóle nie słuchałam tego co mówi. Czułam się wyprana z jakichkolwiek emocji. Miałam naprawdę złe samopoczucie. To co widziałam dzisiaj... Nawet nie wiem, co o tym myśleć. To wszystko było jakimś porąbanym snem, z którego chciałam się jak najprędzej wybudzić. Jednak szczypanie się nie dało mi zbyt wiele, poza drobnym ukłuciem.
- Elizabeth, dobrze się czujesz? - Do mojej ławki podeszła nauczycielka. Z troską przyjrzała się mojej zmęczonej twarzy.
- W sumie to średnio... - Odparłam masując skronie.
Kobieta skinęła głową ze zrozumieniem.
- Justin, zaprowadź koleżankę do pokoju pielęgniarskiego.
Aż się skrzywiłam. Dlaczego akurat on? Bóg mnie chce jeszcze pokarać? Nie miałam zamiaru iść z tym debilem. Nawet nie miałam zamiaru iść do pielęgniarki. No, ale przy nim nie mogę zwiać. Cholera.
Chłopak wstał i podszedł do mnie. Jednak zręcznym krokiem wyminęłam go i poszłam w kierunku drzwi. Pech chciał, że zaplątałam się nogą w pasek czyjejś torby i potknęłam się. Złapałam się oparcia krzesła i wyprostowałam. Poczułam jak wiele osób patrzy na mnie, ukrywając śmiech i docinki. Spuściłam głowę z zażenowania i wyskoczyłam czym prędzej z sali. Zaraz za mną pojawił się Justin. Już szykowałam się na śmiech i tym podobne, lecz chłopak zrównał się krokiem z moim i po prostu szedł w ciszy obok. Nawet się nie uśmiechał. Mogłabym powiedzieć, że był smutny. Zrobiło mi się go żal, ale przypomniałam sobie co mi zrobił i moje współczucie się rozpłynęło.
Kątem oka przyjrzałam się mu z zaciekawieniem. Miał piwne, ciemne oczy, które patrzyły w dół, nie chcąc spojrzeć na mnie lub przed siebie. Zwróciłam też uwagę na jego burzę brązowych włosów. Mimo, że były w lekkim nieładzie dodawało mu to jednak uroku. Tak, zdecydowanie był również wyższy ode mnie o jakieś 15 centymetrów co mnie trochę irytowało.
- Elizabeth?
Jego głos przywrócił mnie na ziemię.
- Co?
Nagle zatrzymał się nadal ze wzrokiem spuszczonym w dół. Stanęłam kilka kroków dalej od niego.
- Ja chciałem...
- Jeśli masz zamiar mnie przepraszać, bo Ci rodzice kazali, to daruj sobie - Przerwałam mu. Przeprosiny na nic się nie zdadzą, a tym bardziej takie na pokaz.
- Nie, moi rodzice ogólnie mają to w dupie co się stało. - Poczułam wzbierającą się we mnie wściekłość. - Tak właściwie to chciałem Cię przeprosić z własnej woli. - Wziął głęboki wdech. - Lecz i tak nie ma to sensu, skoro już po wszystkim.
Poczułam niepewność w jego słowach. Miałam wrażenie, że boi się ze mną o tym rozmawiać. Boi się mojej reakcji. Z jednej strony poczułam się dumna, że mam taką przewagę, a z drugiej strony jednak zrozumiałam, że on naprawdę żałuje tego co się stało.
- Faktycznie, jest już po wszystkim. - Podeszłam bliżej. - Więc może zapomnimy o tym i zaczniemy od nowa? - Wyciągnęłam rękę na zgodę i uśmiechnęłam się lekko.
Co ja odwalam?! Jezu kochany, teraz to już całkowicie czuję się jak w podstawówce! Ręka na zgodę? Co mi odwaliło...
Chłopak również trochę się zdziwił. Spojrzał na mnie a potem na moją wyciągniętą rękę i zachichotał. Poczułam, że moje policzki robię się purpurowe i natychmiast się odwróciłam.
- Czego rżysz? - Zapytałam zdenerwowana.
- Nic, po prostu przypomniałem sobie czasy z dzieciństwa. - Po tym opanował się i rzekł - Jestem Justin, a Ty?
Poczułam nagły przypływ ciepła. Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy.
- Elizabeth. - Odparłam - Ale mów mi Eli, nie lubię jak ktoś zwraca się do mnie pełnym imieniem.
- Dobrze, Eli. - Uśmiechnął się promiennie.
Miał ładny uśmiech. Gdy nie był wśród swoich znajomych zachowywał się zupełnie inaczej, jak dorosły i miły chłopak. Znowu się zarumieniłam.
Chwilę tak postaliśmy, gdy zauważyłam, że coś mignęło mi przed oczami. Spojrzałam w dal korytarza i zobaczyłam jakiego ucznia, który cicho szedł do klasy. Nie poznałam go a przecież trwały lekcje. Nie powinien być na korytarzu.
- Hej! Kim jesteś? - Wydarłam się na korytarz, a Justin zerknął tam gdzie patrzyłam.
Chłopak odwrócił głowę, ale nie odpowiedział. Ku mojemu zdezorientowaniu zamiast otworzyć drzwi, po prostu... przenikł przez nie. Wybałuszyłam oczy i cofnęłam się do tyłu.
- Coś nie tak, Eli? - Spytał Justin.
Nie zdawało mi się. On naprawdę przeszedł przez te drzwi jakby był rzeczą nienamacalną jak powietrze. Przełknęłam ślinę, odwróciłam się i zaczęłam iść szybkim krokiem. Minęłam pokój pielęgniarki, a Justin złapał mnie za rękę.
- Nie pomyliło Ci się coś? Przecież to tutaj.
Wyrwałam dłoń z jego uścisku i zaczęłam biec.
- Przepraszam, ale muszę iść!
Zostawiłam w tyle nawołującego mnie chłopaka i popędziłam w stronę wyjścia.
 
* * *
Gdy znalazłam się wreszcie w domu zrobiłam sobie ciepłej herbaty i położyłam do łóżka. Owinęłam kocem i zgarbiona siedziałam, pijąc napój. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Zaczynałam się bać tego wszystkiego. Najpierw na moich oczach samochód potrącił dziewczynę, teraz widziałam chłopaka, który przenikał przez drzwi. Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Ten mężczyzna w szpitalu. On również był duchem, dlatego pielęgniarka go nie widziała.
- Nie, nie, nie! - Krzyczałam. - O co tu chodzi?
Poczułam się paskudnie, a ciepła herbata nie pomagała. Zamknęłam oczy, ale również nic nie dało. Widziałam cały czas przed sobą twarz tej kobiety wykrzywiającą się z bólu na ulicy. Poczułam łzy, ale szybko je wytarłam. Odłożyłam pusty kubek na biurko i upadłam na łóżko przykrywając się kocem jakby to miało mnie ochronić przed tym co widziałam lub dane będzie mi zobaczyć. Chciałam powiedzieć komuś co się dzieje, lecz doszłam do brutalnej myśli, że nikt mi nie uwierzy. Ani mama, ani tata, Olivia czy nawet rówieśnik z klasy, Justin.
Naszła mnie nadzieja, że może to wszystko jest jedną, wielką bujdą. Może to jednak mi się zdawało. W dzieciństwie oglądałam dużo horrorów i czytałam creepypasty. Od tamtego czasu mam sporo przewidzeń. Może tak naprawdę to wszystko były jakieś halucynacje i mi się tylko zdawało? Podjęłam decyzję, pójdę jutro wieczorem na pobliski mały cmentarzyk i przekonam się czy to prawda. Wiele osób widziało przypadkiem duchy. Może ja jestem taką osobą, która doświadcza zjawisk paranormalnych? To mi trochę podniosło samopoczucie. Lecz na cmentarzyk w życiu nie pójdę sama, nie ma mowy, ale z kim mam pójść? Olivia jest za granicą, rodziców prawie w ogóle nie ma w domu, przyjaciół w szkole w sumie nie mam... tak jestem forever alone, ale co poradzić. Większość osób jakich znam to albo debile cofnięci w rozwoju albo osoby, które mają mnie za dziecko. Gdy tak rozmyślałam, nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.
Zerwałam się z łóżka zdziwiona, bo przecież nikogo o tej porze nie powinnam się spodziewać. Otworzyłam. Zaskoczył mnie widok, stojącego i łapiącego oddech Justina...

1 komentarz:

  1. "Czułam się wyprawa z jakichkolwiek emocji."
    Czułam się WYPRANA z jakichkolwiek emocji.
    "To co widziałam dzisiaj. Nawet nie wiem, co o tym myśleć"
    Dałabym to w jedno zdanie, bo to pierwsze sprawia wrażenie urwanego. "To co widziałam dzisiaj... nawet nie wiem, co o tym myśleć".
    "po za drobnym ukłuciem." poza drobnym ukłuciem.
    "Chłopak wstał, podszedł do mnie" chłopak wstał i podszedł do mnie.
    "Poczułam jak wiele spojrzeń patrzy na mnie" poczułam, jak wiele osób patrzy na mnie.
    "Już szykowałam się na śmiech i tym podobne. Lecz chłopak zrównał się krokiem z moim i po prostu szedł w ciszy obok"
    "Już szykowałam się na śmiech i tym podobne, lecz chłopak zrównał się krokiem z moim i po prostu szedł obok w ciszy".
    "Zwróciłam też uwagę, na jego burzę brązowych włosów" - wywal przecinek.
    "Tak, zdecydowaniem był również wyższy ode mnie o jakieś 15 cm - co mnie trochę irytowało." Zdecydowanie, centymetrów, nie dawałabym tam myślnika.
    "- Jeśli masz zamiar mnie przepraszać, bo Ci rodzice kazali, to daruj sobie " ONI SĄ W LICEUM. ;____;
    ". Z jednej strony poczułam się dumna, że mam taką przewagę z drugiej strony jednak zrozumiałam, że on naprawdę żałuje tego co się stało." a z drugiej strony.
    Scena przedstawienia się jest trochę bezsensu, skoro są w jednej klasie. Na pewno wcześniej znali swoje imiona.
    "zobaczyłam jakiego ucznia" jakiegoś. No i znowu, to pytanie kim jest wydaje mi się z lekka bezsensowne. Ty jak widzisz jakiegoś nieznanego uczniaka idącego na lekcje też za nim tak krzyczysz? No właśnie.
    "Ani mama, ani tata, Olivia czy nawet Justin."
    Tutaj zaczyna z lekka wiać absurdem. Nawet Justin? Z jakiej racji, w porównaniu do rodziców i najlepszej przyjaciółki, słowo NAWET znajduje się obok imienia typa, z którym rozmawiała normalnie zaledwie raz i którego jeszcze niedawno nazywała debilem? Chyba rozumiesz, do czego piję?
    W dzieciństwie oglądać horrory i czytać te gówna. Kurde, była odważnym dzieckiem. Ja do dziś się sram XDDDDDDDD
    "Jednak naszła mnie nadzieja, może to wszystko jest jedną bujdą. " Naszła mnie nadzieja, że może to wszystko jest jedną, wielką bujdą.
    "Może tak naprawdę to wszystko są jakieś halucynacje i mi się zdaje." Może tak naprawdę to wszystko były jakieś halucynacje i mi się tylko zdawało?
    Czasem naprawdę chaotycznie piszesz. Niespójnie łączysz ze sobą zdania. W dodatku wciąż boli mnie ten brak akapitów. Akapity, zapis dialogów i jak wspomniałam wcześniej niepotrzebne duże litery przy zwrotach grzecznościowych.
    "Zaskoczyła mnie widok, stojącego i łapiącego oddech Justina..." Zaskoczył.

    OdpowiedzUsuń